Dzielisz ludzi na „kolorki”? (Jung)
Do czego służy Ci ta wiedza?
Pracowałem w miejscu, gdzie od wejścia byłeś kwalifikowany jako jakiś kolor – na podstawie obserwacji zachowania, które trwało zdecydowanie zbyt krótko. (super miejsce i praca, ale to tam nie wyszło )
Czyli wiadomo – wygadany ekstrawertyk to „żółtas”, zasadniczy ekstrawertyk to „czerwony”, wycofany i przyjazny introwertyk to „zielony”, a zamknięty w sobie i analityczny to „niebieski”…
Ja z natury jestem bardzo energiczny i wygadany, więc patrząc na mnie kiedyś, ciężko było się oprzeć wrażeniu: „żółtas jak cholera” (dzisiaj mniej, ale wciąż ). Później mnie poznawałeś, widziałeś jak bardzo zależy mi na ludziach, jak jestem ku nim nastawiony, empatyczny – myślisz „zielony”, na pewno. A więc zielono – żółty, ok.
Tyle, że też potrafię się szybko zirytować i biznesowo jestem dużo bardziej zasadniczy niż prywatnie. Potrafię dążyć do celu, być konkretny i zdecydowanie mam naturę działacza – to wiadomo, „czerwony”.
A dzisiaj okazuje się, że uwielbiam siedzieć sam ze sobą, jestem analityczny, lubię łączyć kropki, a z testów osobowości wychodzi – projektant.
To jak to w końcu jest? Zbyt wyraźnie zarysowują się wszystkie kolory – może kameleon? I trochę prawdy w tym jest.
Przez parę lat (z niewiedzy), wierzyłem że jestem „żółty” – no bo przecież wszyscy to widzą, powierzchownie się zgadza, no i… jest to PIERWSZE wrażenie, które sprawiałem.
Może zabrzmi to dziwnie, ale szukałem punktów wspólnych, podobieństw i cały czas mi coś nie pasowało – znałem inne bardzo ekstrawertyczne osoby i tak nie do końca mi się to w głowie zgadzało. Ani z moją osobowością, ani tym, że jestem jedną z najbardziej poukładanych osób jakie znam. I gdzieś ciągle nie umiałem siebie usadowić, umieścić w kontekście społecznym – co jest na dłuższą metę dość męczące i frustrujące.
Okazało się (terapia + praca własna), że jestem bardzo pobudzony, bo miałem braki atencji za dzieciaka i jestem zawsze „w pogotowiu”, gdyby ktoś mógł zwrócić na mnie uwagę
Dobrze się komunikuje, bo to był mój system obronny na otrzymanie atencji – dzięki temu ludzie chcieli ze mną spędzać czas, co było dla mnie ważne.
Dodatkowo wszystkie te rzeczy, które pomagały mi przetrwać, były też automatycznie moimi największymi stresorami. Tak więc w wieku 27 lat dowiedziałem się, że do tego dnia nigdy w życiu nie byłem wewnętrznie spokojny. NIGDY.
Ocenianie po okładce bardzo mi zaszkodziło. Gdybym się dowiedział, że jednak mogę być inny, może szybciej zwróciłbym na to uwagę. Może szybciej mógłbym zaznać trochę spokoju, zobaczyć że w ogóle można żyć inaczej. Jak dziwnie by to nie brzmiało, to zmiana myślenia o sobie pozwoliła wykonać mi ogromny krok do przodu w moim rozwoju.
Nie oceniaj książki po okładce.
Bo raz, że sam zamykasz się na innych ludzi i być może okazje?
A dwa – może to mieć wbrew pozorom ogromny wpływ na kogoś.
A Ty jak myślisz o sobie?
Masz coś, co może Cię hamować?
PS. oczywiście użyłem tu kilku uproszczeń